To ja po swojej uczelni powiem. Mieliśmy na początek dużo matmy, ale to zrozumiałe. Bez jakiegoś zaplecza matematycznego trudno potem wejść w sensowne programowanie, które bazuje przecież na algorytmach. Widać to choćby na forum, gdzie dla wielu sklecenie prostych algorytmów opartych o zwykłe true-false jest zadaniem karkołomnym. Odpowiem na postawione tezy:
Cytat
następuje nasycenie informatykami (każda uczelnia teraz ma informatykę) ?
Jest w tym drobne ziarno prawdy, ale niewielkie. To, że ktoś jest informatykiem, nie znaczy, że jest programistą, sieciowcem czy ogólnie dobrym przedstawicielem swojej specjalności. Mnie na przykład dziwi specjalność Informatyka ekonomiczna. Co tam takiego jest poza obsługą arkuszy kalkulacyjnych itp.?

Ci ludzie się potem rzucali na magisterce na projekty typu prosty CRM webowy, a zerowe pojęcie o tym mieli. A na kilka miesięcy przed obroną był płacz, bo nie tylko nie rozumieli zagadnienia, w pełni, ale i programowanie tego było na poziomie zerowym.
Cytat
tak na prawdę wcale nie jest tak różowo w tym zawodzie jak rysują to media?
Bo media kreują niepełny obraz. Miejsca są, ale wymagana jest faktycznie wiedza, nie zaś przyjście z niczym i wyciągnięcie łapy po pieniądze. Ja przykładowo nie uważam się za dobrego programistę, ale i tak z "planktonem" w porównaniu mogę wyglądać na naprawdę otrzaskanego. Różnica między jego znaczną większością a pozostałymi jest taka, że oni wpadają po gotowce i nie chcą się nauczyć tylko dostać rozwiązanie
Cytat
ludzie pokończyli studia, które niczego ich nie nauczyły i po prostu nie nadają się do tej pracy?
To nie do końca prawda, choć wiele tutaj tej gorzkiej. Studia bowiem nie uczą tego czego wymagają pracodawcy w dużej mierze. Mają one tylko zbudować bazę teoretyczną do dalszego samodzielnego rozwoju, nakreślić jego kierunek. Tymczasem ludzie idąc na informatykę uważają, że po niej mają już tyle w głowie, że nauka dalsza nie jest konieczna. Nie biora poprawki na fakt, że jest to jedna z najdynamiczniej zmieniających się gałęzi: nowe języki programowania lub ich wersje rozwojowe, nowy sprzęt, nowe metodologie, podejścia, techniki. Nie można stanąć w miejscu.
Cytat
brakuje posad dla przeciętnych informatyków?
Ależ są... Ja sam w takiej właśnie mam etat. Mam kumpla kumatego w pracy i w dwóch potrafimy zarządzać, oprogramować, usprawniać, przepisywać lub tworzyć od zera, projektować kilkanaście serwisów. Ale to też wymaga wiedzy, której na studiach nie zdobędziesz aż tak wiele. Poznasz może jakiś element lub kilka, ale zgrać to do kupy musisz umieć już sam.
Cytat
a może jest jakiś inny powód?
Przyłączę się do zdania choćby strife'a... Poziom jest nieco obniżony za bardzo by informatyków wyprodukować. To co jeszcze kilka lat temu było minimum jeszcze bardziej obniżono. Gdy skończyłem studia dowiedziałem się, że Ci bardziej ostrzy prowadzący na mojej uczelni chcieli na jednym z egzaminów uwalić
cały rok, bo uznali, że mają do czynienia z debilami, którzy nie powinni przejść. Dopiero wspólne działania dziekana i rektora zapobiegły temu, bo kolesie byli uparci. Ale potem mamy takich informatyków co mają problem z zainstalowaniem karty sieciowej w systemie innym niż Windows (a i w windzie bywają problemy gdy sieciówka niestandardowa lub no-name bez sterowników). Za jakiś czas dobry informatyk będzie w cenie i będzie zajmował naprawdę sensownymi rzeczami, a "plankton" to będzie wprowadzał w życie. To będzie ta kadra managerska, która młodych w tyłki nieco kopnie by się czegoś nauczyli.
Wspomniałeś Vokiel o podziale na 2 grupy na studiach, ale zapomniałeś ciut o aspekcie życia studenckiego jakim jest współpraca

Ja przykładowo byłem osobą trzaskającą matmę w niemal każdym kierunku. Nie chodziłem na większość wykładów gdzie walili teorię, bo wzory w dużej mierze sam rozwalałem jak chciałem na kartce papieru, a nawet jeśli nie to potrafiłem samodzielnie analizować drogę rozwiązania i przyswajać to bardzo prędko. Niektórzy sklinali tę matmę... Ja nie. Mi szło gorzej wdrożenie, ale nie byłem z tego noga, tylko po prostu robiłem to wolniej. I co? Dobrałem się z kumplem ze specjalizacji. On słabszy ciut z matmy (ale nadal dobry), ale lepszy w programowaniu, ja na odwrót. W efekcie burzy mózgów potrafiliśmy projekt stworzyć nawet kilkanaście razy szybciej niż inni, a algorytm działania projektu, na którego zaprojektowanie i wdrożenie mieliśmy semestr, rozwalić w kilka godzin, włącznie z napisaniem pseudokodu. Do dziś się kobieta pewnie dziwi jak można było oddać po tygodniu od ogłoszenia go gotowego. Przez caly semestr nam jedynie poprawki robiła kosmetyczne lub nowe funkcjonalności wymyślała. Dzięki temu teraz siedząc z kumplem w pracy, o podobnym jak ja podejściu do pracy zespołowej, potrafimy sobie podrzucać pomysły i ciekawe rozwiązania "na przyszłość". Paradoksem jest to, że wielu z tych słabych uważa, że ich "ciężko zdobyta wiedza" nie powinna iść dalej i nie lubi dzielić. Za to najlepsi najczęściej nie widzą problemu udostępniając ciężkie jak diabli i trudno zrozumiałe dla słabych gotowce, opisy czy wyjaśnienia. Wiedzą bowiem, że zrozumieją je faktycznie dobrze znający na całości, a reszta najwyżej skopiuje i się będzie im sypać wszystko.